Z wypowiedzi Wicepremiera Jacka Sasina wynika, że nie ma gotowego projektu ustawy (stan na 29 września br.). Zatem podejrzewam, że tego typu wypowiedzi w przestrzeni medialnej mają przede wszystkim wybadać reakcję sektora przedsiębiorstw prywatnych zatrudniających ponad 250 osób i które nie są deficytowe, czyli tych, które dbają o rozwój i o zatrudnienie w swoich regionach. Na podstawie poziomu oporu, rząd oceni, czy warto ustąpić i o ile. Przypominam, że to ekstra opodatkowanie miało dotyczyć najpierw firm energetycznych, które rzeczywiście mają ponadnormatywne zyski, a niektóre propozycje nowych cenników nie miały żadnego wytłumaczenia ekonomicznego. Później doszły wszystkie firmy prywatne, które są dobrze zarządzane, za co mają być ukarane nowym podatkiem, gdyż rozpędzona polityka socjalna kosztuje coraz więcej.
Co oczywiste, nawet tak nieokreślone i mgliste propozycje powodują, że na przykład firmy zagraniczne dwa razy się zastanowią nad inwestowaniem w Polsce, skoro na trzy miesiące przed końcem roku mogą się dowiedzieć o wprowadzeniu gigantycznego nowego podatku od 1 stycznia. Zapewne zarządzający takimi podmiotami będą się bardzo mocno zastanawiać, czy warto podejmować nowe inwestycje, skoro mogą one w efekcie doprowadzić do “ponadnormatywnej marży”, o której dobrej lub złej wysokości będzie decydował rząd.
Bariera 250 osób zatrudnionych w firmie też spowoduje rozważania o dokonaniu ewentualnych zwolnień. Oczywiście rozumiem ekstraordynaryjną sytuację, wszyscy widzimy, co się dzieje dookoła, ale nie powinniśmy w związku z tym osłabiać tych, którzy utrzymują polską gospodarkę i stanowią jej impuls rozwojowy, płacą duże podatki, zatrudniają wielu pracowników. Rozumiem także konieczność pewnych wyrzeczeń, ale przyduszanie ekonomiczne przedsiębiorstw, które z trudem przetrwały pandemię, a teraz borykają się z coraz trudniejszą sytuacją choćby w kwestii dostaw gazu i energii, jest po prostu szkodliwe i niebezpieczne.
Dla naszej branży jest to również zagrożenie. Klika dużych zakładów mleczarskich zatrudnia ponad 1000 osób, bardzo duża grupa średnich spółdzielni i firm prywatnych to właśnie zatrudnienie na poziomie około 300-500 osób. Nie znamy dokładnych założeń odnośnie sposobu wyliczenia samego podatku, ale w sytuacji, gdy rentowność branży to około 3%, zaś udział kosztów w przychodach to około 78% i koszty te w postaci płac i energii ciągle rosną, nietrudno wysnuć wniosek, że każde dodatkowe obciążenie spowoduje duże zawirowania ekonomiczne. Można sobie wyobrazić sytuację, w której nastąpi korekta cen na światowych rynkach, a przecież poduszka finansowa wielu zakładów bierze się właśnie z rosnącej wartości eksportu. Bufor marży jest niewielki i raczej będzie maleć, gdyż przerzucanie kosztów na kolejne odcinki łańcucha dostaw będzie coraz trudniejsze. Tak więc nowe obciążenia nakładane na tych, którzy zatrudniają dużo pracowników, sprzedają na rynki zagraniczne, rozwijają się i tworzą polską markę mleczarską może być powodem do pogorszenia się sytuacji naszej branży.
Tego typu pomysły to po prostu kolejny impuls kryzysowy dla naszej branży, obok pandemii, wojny na wschodzie czy też zagrożenia brakami dostaw energii, gazu i CO2.
Marcin Hydzik
Prezes Zarządu ZPPM